poniedziałek, 16 lipca 2012

16. Podwójne uderzenie


Kroczyłam z nim obok, trzymając się nadal za dłonie. Wszyscy już to zauważyli. Zachowaliśmy się jak para, może nawet lepiej. Tego właśnie pragnęłam, by czuć się potrzebna drugiej osobie. Czy dla niego taka właśnie jestem? Nie wiem. Nie dał mi tego do zrozumienia jak jest między nami. Poczułam jak jego palec delikatnie pieści moją skórę. Było mi naprawdę dobrze, gdy robił takie rzeczy. Uczył się jak zachowywać się przy kobietach, ale widzę, że nie udaje niczego. Nie chce nic mówić swojemu bratu? Dlaczego? Nie chcę go wtajemniczać? Niech i tak będzie. Spojrzałam przed siebie i zauważyłam Ino rozmawiającą z Deidarą.  Wyglądało to bardzo fajnie.
Hidan wraz z Sasorim podeszli do Itachiego, biorąc go ode mnie. Podeszli do jednego z szklanych okien, w nich były małe pozytywki, i jedna książka. Odeszłam stamtąd, zaczęli się śmiać. Obejrzałam się. Wskazywali na mnie. Uniosłam brew do góry, i uśmiechnęłam się delikatnie widząc jak mąż ich popycha.
Z nimi był szczęśliwy. To dobrze. Stanęłam przy jednej szybkie i spoglądałam na biżuterię, która naprawdę wyglądała zniewalająco bez względu na wszystko, u kogo jest noszona. Miałam nadzieję, że nikt nie zauważy w co się wpatruje, lecz nie było to możliwe. Itachi już stał za mną. No i koniec…
Razem odeszliśmy, nic nie powiedział na ten temat. Lecz jego oczy mówiły więcej, oby tylko tego nie kupił. Weszliśmy do jednego budynku, gdzie wszędzie były gry. Ludzie siedzieli i grali. Brunet uśmiechnął się delikatnie. Widocznie długo tutaj nie był. Ino do mnie podbiegła.
-Porwę ja, na chwilę. - powiedziała i pociągnęła mnie w stronę, gdzie stała grupka chłopaków z lekkim uśmiechem. Zatrzymaliśmy się koło nich. - przedstawiam wam Sakure Uchiha.
-Miło poznać. - powiedzieli razem. Przedstawiała każdego po kolei, a wtedy doszli tamci do nas. To wszystko jest takie dziwne, zmusili Itachiego do przyjścia, ale on musi się dobrze bawić. Tak to nie będzie niczego dobrego.
-Słuchaj.. - zaczęła - Wiesz co to jest? - pokazała mi na jedną grę, w której się tańczy, były dwie plansze.
-Nie, nie jestem w tym dobra. - powiedziałam do niej.
-Nie przesadzaj. - właściwie nie chciałam w tym tańczyć, bo byłam dobra w takich rzeczach. Uwielbiałam tańczyć, lecz było dla mnie zakazane. Moja kurtkę wziął Itachi trzymając. Spojrzałam na niego i westchnęłam. Sam chciał na pewno wiedzieć czy wygram. Wolałam o tym nie myśleć. Weszliśmy na migające kwadraty w różnych kolorach. - Gotowa?
-Nie. - odpowiedziałam prosto z mostu. Chłopacy włączyli. Oby dwie tańczyliśmy tak jak szło. Nie mogłam tego zrozumieć, dlaczego muszę to robić. Przeszłam na drugi poziom szybciej od niej. Na trzeci o wiele trudniej jest przejść. Muzyka leciała, a my tańczyliśmy jak idzie. Przekręciłam ostatni raz i stanęłam.
-Wygrana! - powiedział automat do gier..
-Więcej mnie nie proś. - powiedziałam. Itachiego nigdzie nie było, lecz na pewno wiedział, ze wygram.
-Oszukałaś mnie! - powiedziała głośnej. Uśmiechnęłam się. Wyśledziłam Itachiego, był przy grze, w której wygrywało się pieniądze. Nie wygrywał przez cały czas. Widziałam jak się denerwuje przez grę. Widocznie miał do niej pecha. U góry był napis.. 1,000,000 do wygrania!? Chciał wygrać? Nie wiedziałam, ale może nie o to chodziło.
-Deidara? - zapytałam.
-Hm…
-Nikt jeszcze nie wygrał? - zapytałam.
-Nikt. Itachiego to nie obchodzi, ale bawi się w to i się denerwuje przy okazji. Nigdy nie wygrał, i nie będzie miał szczęścia. Przy tej grze opuszczało go, jest dobry w prac ale nie w tym. - powiedział. Podchodziłam do Itachiego. Wrzucił właśnie monetę. Znów przegrał, i kolejną. Uderzył pięścią o automat. Wrzucił kolejną, i chwycił rączkę, chciał puścić, ale zatrzymałam jego dłoń kładąc swoją. Razem puściliśmy. W jednej rubryce pokazały się banknoty, w drugim także, a w trzecim… Czekaliśmy razem. Banknoty! U góry zaświecił się milion i głośno wykrzyknięte WYGRANA!
-Nigdy nie możesz myśleć o wygranej. - uśmiechnęłam się - Przypadkowe osoby wygrywają. - chwycił mnie za dłoń. Nachylił się nade mną.
-Może tu nie chodzi o to, może byłem zbyt samotny by wygrać, a  ty dałaś mi szczęście i teraz jestem przypadkowym mężczyzną. - powiedział. Spuściłam głowę aby nie widział moich rumieńców na twarzy. Właściciele podeszli i wręczyli czek w wartości 1,00,000 dolarów. Zrobili także zdjęcia. Musiał tylko rozmienić, i było by po wszystkim.
-To po prostu cud. - powiedział czerwono włosy. - Zawsze próbowałeś, a teraz… To jest super. - powiedział. Uniosłam brew i uśmiechnęłam się. Oni nie wierzyli w niego, to teraz będą musieli. Wygrał, choć za pomocą, ale wygrał. Poczułam burczenie w brzuchu, teraz mi się przypomniało o jedzeniu? Nie jadłam nawet obiadu. Wyciągnęłam z kieszeni banknoty. Niedaleko był bar. Odeszłam i zamówiłam frytki siadając na krześle. Po dziesięciu minutach dostałam duża porcję. Jadłam wolno biorąc na każda trochę ketchupu popijając pepsi. Itachi usiadł koło mnie chowając czek o wartości miliona. Ukradł mi parę frytek, zrobiłam naburmuszona minę dziecka patrząc na niego. Zaśmiał się cicho widząc co robię.
-Słodko wyglądasz, gdy jesteś taka naburmuszona. Jak mała dziewczynka. - powiedział. Jedliśmy razem frytki. Zgłodniał? Dlaczego? Przecież jadł obiad, a ja nie poszłam. Będzie mi głupio się tłumaczyć kucharzowi. - Powiedz mi, uczyłaś się tańczyć?
-Tak, ale po kryjomu. - powiedziałam z lekkim smutkiem - Rodzice tego nie akceptowali, tak samo jak gimnastyki, miałam także lekcje śpiewu. Wszystko musiałam robić po kryjomu, a dlatego, ze rodzice powtarzali, ze na nic mi wykształcenie i zdolności gdyż będę tylko udawała żonkę robiącą obiadki i opiekującą się dziećmi. Wiesz mi to bez różnicy, ale wykształcenie dla mnie jest ważne, dzieci uwielbiam. Nie będzie z tym problemy, gotować też potrafię… - nie dokończyłam bo mi przerwał.
-Gotować nie musisz. - powiedział szybko. - A jeśli chodzi o dzieci, gdybyśmy mieli to nie zostawiłbym cię samej. Nie jestem głupi, wiem jak to ciężko, pamiętam moja matkę, jak harowała, a  ojciec musiał chodzić do pracy by zarobić jak najwięcej.  - dokonał mojego policzka. - Wiec naprawdę się o nic nie martw. Możesz robić co chcesz, oprócz jednego. Zdradzania mnie. -  uśmiechnęłam się delikatnie.
-Nie zrobię tego. Powiedziałam wcześniej. - dotknął moich ust i pocałował krótko. Nie całował dłużej, gdyż usłyszeliśmy gwizdy blisko siebie. Spojrzeliśmy w bok, i byli to jego kumple.
-Miłość kwitnie pośród nas.. - nucił Deidara. Ino zaśmiała się cicho. Spojrzał na nią, a ona wzruszyła ramionami. Zauważyłam w oddali krótkowłosego bruneta, który szedł w naszą stronę.
-Itachi… - zaczęłam - Twój brat. - powiedziałam wskazując na niego. Odwrócił się plecami, Sasuke stanął naprzeciwko mnie i wpatrywał się we mnie. Dotknął mnie za podbródek ściskając mocno. Poczułam ból na policzku. Uderzył… Upadłam na kolana, Itachi drgnął, ale widocznie nie chciał się pokazać, że tu jest. Wstałam i dotknęłam swojego policzka i wargi. Rozcięte. Szkarłat ukazał się na policzkach.
-Masz za swoje. Ukradłam mi brata, a teraz Ino. Obyś… - uderzyłam go z pięści mocno. Zachwiał się lecz trzymał się na nogach. Podeszłam ponownie do niego i uderzyłam. Pęknął mi paznokieć, co bolało.
-Jesteś rozpieszczonym bachorem. - powiedziałam pewnie. - Ty nie potrafisz się zachować, wszystkich byś wykorzystał, aby tobie dawali. To się kiedyś skończy, zrozum to! Nie po to chodzisz do tak wykwintnej szkoły, by to zaprzepaścić! Mozę ci dać lepszą przyszłość, niż inne do cholery! Ty oczywiście nic sobie z tego nie robisz… - powiedziałam do  niego. Prychnął tylko. Podszedł do mnie, chciał mnie uderzyć, ale jego ręka została zatrzymana przez rękę Itachiego. Został pchnięty przez brata dalej. Nie pokazywał swojej twarzy, więc Sasuke mógł mieć go za kogoś innego.
-Co się wtrącasz! Ciebie nie dotyczą sprawy! - mówił głośno. Popatrzał na mnie i uśmiechnął się. Chciał podejść, ale Itachi nie pozwolił na taką rzecz. Zatrzymał go, a ten na niego spojrzał. Chciał uderzyć ale mąż zatrzymał jego cios wykręcając mu ręce do tyłu. Sasuke schylił się i upadł na kolana z bólu. - Puszczaj mnie. - powiedział. Policja weszła do środka, i zobaczyła, że nic się takiego nie dzieje. Puścił Sasuke i podszedł do mnie chwytając w swoje ramiona. Przytuliłam się do niego. - Ej.. Puszczajcie mnie! Nic nie zrobiłem.
-Nie? - zapytał Ino - Przecież jest więcej światków przeciwko tobie.
-Jak mnie weźmiecie i tak szybko wyjdę. Brat się o tym dowie i będziecie mili kłopoty - spojrzałam w oczy Itachiego. Były zimne i nic nie czujące. Widocznie nic go nie obchodził w tej chwili Sasuke, choć to jego brat. Młodszy został wzięty do wiezienia, gdyż zaczął bijatykę.
-My już pójdziemy. - powiedział Itachi. Odeszliśmy, pożegnałam się z nimi i uśmiechnęłam. Dotknęłam wargi gdzie ciekła krew. Do samego domu nie odezwaliśmy się ani słowem. No kurde to nie moja wina, teraz zacznie mnie obwiniać? Świetnie. Jeszcze mógł mi powiedzieć, ze nie mam go atakować i nie oddawać, ale nie mogłabym, on jest takim głupkiem. Weszliśmy do domu. Powiesiłam kurtkę i rozebrałam buty, a on bez niczego ominął mnie. Nie rozumiem jego. Weszłam do salonu trzymając buty w ręku. Wzrok Itachiego spoczął na mnie.- Po co go uderzyłaś? Nie było chyba takiej potrzeby. - mówił.
-Nie było? Ty chyba nie wiesz co mówisz. - powiedziałam z nutką złości. - Choć masz rację, mogłaby zostawić jego, a on w zamian zatłukł by mnie. Nie musiałeś nic robić skoro było to dla ciebie takie ciężkie. Nie prosiłam cię o to! - warknęłam. Patrzał na mnie. Oj jak będziemy o takie rzeczy się kłócić długo nie wytrzymamy. Teraz to była jego wina, sam zaczął rozmowę na ten temat.
-Wiem bardzo dokładnie co mówię. Nie zatłukł by cię, wiem o tym.
-A może ty go tak nie znasz? - zapytałam. - jesteście braćmi, ale… Co ja będę się w to wtrącała. Rób co chcesz! Ja go nie lubię i nie polubię, to są wasze sprawy co robicie i w jaki sposób. Załatwiajcie miedzy sobą, a jeśli chodzi o mnie, to nie musisz mi pomagać. - odchodziłam. Ominęłam go wściekła, znów byłam nabuzowana. Jestem cicha aż do czasu. Westchnęłam cicho. Uchwycił mnie za dłoń.
-Czekaj.. - zaczął.
-Nie, zostaw. - wyszarpałam swoją dłoń. - idź po swojego braciszka, on na tobie zawsze będzie polegał. Już powiedziałam, nie potrzebuje twojej pomocy w żadnej sprawie! On potrzebuje, bo tylko na ciebie liczy! Nigdy nie będzie odpowiedzialny i delikatny nawet gdy go wyślesz na lekcje dobrego zachowania! - mówiłam głośno. - A ja jestem inna! Musisz sobie to wbić do głowy!!
-Także jesteś wrzaskliwa. - powiedział zimno choć widziałam że w jego oczach wrze wściekłość. - I już przymknij się. - odchodziłam w stronę sypialni, gdzie wolałam odpocząć od wszytego, choć to nie będzie łatwe.
-Jeszcze jedno.. jak jutro będą twoi rodzice nie przyjdę.
-Słucham? - zapytał - Skąd wiesz, że będą? Nie powiedziałem tobie.
-Wystarczyło, że Sasuke powiedziałeś. - powiedziałam. Uchwycił mnie ponownie i przyciągnął do siebie mocno trzymając w tali. Nie puszczał. Jednak wściekłość zaczął u siebie pokazywać.
-Nie lubię jednej rzeczy, jak ludzie podsłuchują. - trzymałam swoje dłonie odpychając się, ale to było na nic. Nie dawałam rady, a uderzyć go nie chciałam. - I radzę ci tego nie robić. - mówił z jadem w głosie. - Ile usłyszałaś?
-Nie twój interes. - warknęłam wściekła na niego.
-Nie mój? Zaraz się przekonamy czy nie mój. - powiedział. Uchwycił mnie za talie i przerzucił sobie przez ramię. Nie mogłam się wydostać, wiec zaczęłam krzyczeć, ale kto by mnie usłyszał skoro dom jest pusty. Tylko my dwoje. Sasuke na policji, pokojówki, kucharze, ogrodniczy w domach swoich spokojnie siedzą.  Uderzyłam go w plecy pięściami ale to nic nie dawało. Westchnęłam ciężko. Nie byłam tak trzymana jak przez Deidare. Weszliśmy do pomieszczenia, drzwi zostały zatrzaśnięte przez nogę bruneta. Rzucił mnie na łóżko. Spojrzałam na niego z nienawiścią. Zaczął być nieznośny i to do granic możliwości. -teraz mnie posłuchaj, wszystko jest w moim interesie. Jesteś jeszcze młoda, i nie zmuszam cię do niczego, choć pragnę tego. A Sasuke tez musze mieć na oku, wiec nie rób nic co jest z nim związane. - powiedział.
-No jasne, ja nie mam robić, ale jakby on mnie napastował i bym go uderzyła. Powiedziałbyś: po co to zrobiłaś!? Było to nie potrzebne!.  - mówiłam głośno do niego. Stał nade mną i się przyglądał. Co za dupek… - Czy ty w ogóle znasz się na tym? Chyba nie. Na pewno na uczuciach tez się nie znasz. - powiedziałam wstając. Widziałam w jego oczach wściekłość.
-Nie znasz mnie.
-I chyba nigdy nie poznam! - fuknęłam. - Bo ty wszystko potrafisz udawać, nawet to co robisz!
-Zamknij się! - krzyknął. Upadłam na łóżko czując mocny ból w tym samym policzku co uderzył Sasuke. Przytrzymałam się za policzek i spojrzałam na niego. Wpatrywał się w swoją rękę i spojrzał na mnie. - Sakura ja…
-Wynoś się. Idź po swojego brata! No już!!! - krzyczałam. Odszedł teraz posłusznie, zamknął cicho drzwi. Po policzkach uleciały mi łzy. Łkałam cicho. To nie było dla mnie. W tej chwili byłam traktowana jak nic nie warty śmieć. Choć widziałam jego zdziwienie na twarzy, to nic mu nie dawało. Żadnej obrony za to co zrobił.
Wstałam biorąc swoją piżamę i weszłam do łazienki. Odkręciłam kurek i cicho woda leciała. Nie zamykałam się, widziałam, że Itachi wróci później. Rozebrałam z siebie ubranie i spojrzałam w lustro. Mój policzek był czerwony, i miał rozcięcie, a z wargi delikatnie ciekła krew po drugim uderzeniu. Wtarłam delikatnie. Piekło niemiłosiernie. Policzek pulsował bólem i był napuchnięty. Itachi dodał mi dodatkowego bólu. Siebie warci, są siebie warci. Spuściłam głowę. Włosy opadły bezwładnie na policzki. Łzy znów spłynęły po policzkach. Wytarłam delikatnie. Moje życie nie będzie takie łatwe niż się spodziewałam.
Weszłam pod prysznic, ciało oplątywała ciepła woda. Była chwilowym ukojeniem zmysłów. Teraz będzie jeszcze ciężej, niż mogę się spodziewać. Wszystko będzie się plątało. Jutro nigdzie  z nimi nie jadę, przejdę się. Tak będzie najlepiej, chociaż w spokoju przejdę ten kawałek. Nic mi nie będzie, najwyżej zaatakują mnie i będzie po sprawie.
Opłukałam swoje ciało z mydlin i westchnęłam cicho myśląc o Itachim, który nie zapanował tym razem nad swoimi emocjami. Oj nie dobrze, tak jeszcze nie miałam, a nie miałam. Jedne raz z ojcem, ale to jest dla mnie mało ważne.
Wyszłam wycierając każdy drobny element ciała. Założyłam na siebie piżamę różowo-czarna. Jedwab był różowy, a koronka wokół czarna. Sięgała do ud. Rozczesałam włosy susząc każdy skrawek. Zawiązałam w warkocza zawiązując końcówkę. Chwyciłam szlafrok i założyłam na siebie. Miał emblemat klanu Uchiha. Należałam do nich, nie byłam Haruno. Nie chcę się przyznawać nawet do nazwiska.
Wyszłam z pomieszczenia, i podeszłam do drzwi i chwyciłam klamkę. Pociągnęłam parę razy. Zamknięte? On… Co za tupet! Jak On śmiał mnie zamknąć, nich go tylko dorwę rozerwę go na strzępy. Chciałam cos zjeść, a teraz nie mogę. Muszę czekać, aż przyjedzie z Sasuke. Znowu mamy się kłócić? Cóż, oby nie, nie chcę aby Sasuke cokolwiek słyszał.
Usłyszałam szarpanie drzwi, a potem męski głos lecz nie należał do Itachiego, tylko do jego chorego brata.
-Twojej żoneczki nie ma? - zapytał z wolna.
-Nie powinno cię to obchodzić. - powiedział zimno Itachi. - Wynocha do siebie.
-Nie bądź taki zły. Cała drogę byłeś, aż mi przywaliłeś. Czy coś się stało? - zapytał brat Itachiego. Wsłuchiwałam się w ich rozmowy siadając na większym parapecie z wieloma poduszkami. Podciągnęłam do siebie nogi opatulając rekami.
-Nie twój interes. Wynocha. - powiedział wrednie. Słyszałam kroki, a  po chwili wsadzany klucz do środka. Pstryknięcie. Drzwi się uchyliły wpuszczając światło do środka.  Opadłam głowę o ścianę i wpatrywałam się w oświetlony basen. Nie zaszczyciłam go swoim spojrzeniem. Światło znikło. Poczułam na policzku jego zimna dłoń. - Sakura… - zaczął. Strzepnęłam jego dłoń. Spojrzałam na niego, a on na mnie. Wymieniliśmy się swoimi wyrzutami po przez oczy. Wstałam i odchodziłam.  - gdzie idziesz?
-Zjeść. Przeszkadza ci to? - zapytałam nie odwracając się do niego. Milczał, wiec wyszłam z pomieszczenia. Kroczyłam wolno na dół zakrywając się szczelniej, na wszelki wypadek. Weszłam do innego korytarza i wkroczyłam do kuchni. Z lodówki wyjęłam mleko nalewając do szklanki, i szybko zrobiłam kanapki. To było straszne… cóż Itachi jak chce może zerwać małżeństwo. Nic już nie jest dla niego potrzebne. Rodzice odeszli, wiec nie mam nikogo!
Zjadłam kanapki i popiłam mlekiem. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna o krótszych włosach. Nie zwróciłam zbyt wielkiej uwagi na jego osobę. Włożyłam oby dwie rzeczy do zmywarki. Wyszłam z pomieszczenia krocząc w górę do swojego pokoju.
-Sakura - usłyszałam z tyłu. Spojrzałam za siebie, Sasuke wyszedł za mną. - Mam nad tobą przewagę.
-Oj, jak się cieszę. Niezmiernie. - powiedziałam i wzruszyłam ramionami. Nie obchodziło mnie co i jak, ale niech się w końcu odczepi. Na jego policzku także była czerwona plama po mojej pięści. Szłam do góry schodami,  poczułam mocny uchwyt za nadgarstek. Sasuke mnie przyciągnął do siebie i przytrzymywał przy poręczy. Dotknął policzka i pieścił? Coś nieprawdopodobnego. Zbliżał się do moich ust.
-Sasuke!! - usłyszałam krzyk z góry. Spojrzeliśmy w górę. Stał przy schodach sam Itachi w szlafroku zawianym. Oczy Sasuke wyrażały strach jak i zdziwienie nie myślał, że przyjdzie? Cóż, tez się nie spodziewałam jego nagłej wizyty. - Miałeś być w swoim pokoju. - poszedł do góry. Itachi go chwycił za koszule i wyszeptał parę słów do ucha, a jego oczy były przesiąknięte strachem. Odszedł od niego. Ruszyłam do góry będąc w zupełności obojętna. Nie wiem jaki haczyk ma na niego Itachi, ale widocznie musi być bardzo dobry skoro przestraszył się. Weszłam do sypialni, a  On za mną zamykając drzwi na klucz. -Czemu nie zareagowałaś? - zapytał
-Sam mówiłeś abym nie reagowała. - powiedziałam do niego obracając się przodem.
-Nie o to mi chodziło. - mówił. - Ciężko będzie z tobą wytrzymać.
-Cóż, nie musiałeś zmuszać się do małżeństwa. - powiedziałam. Spojrzał dokładnie na moja sylwetkę i spoczął na twarzy. - Miałeś swoją wolę, mogłeś wybierać, najwyżej moi rodzice nie dostali by pieniędzy. - powiedziałam do niego - i nie uciekli. - wyszeptałam do siebie wzdychając głośno. Miałam dzisiejszego dnia dosyć. Nie mogłam tego zrozumieć, dlaczego dzisiaj tak się męczę.
-Oczywiście. - powiedział do mnie. Spojrzałam na niego dokładnie. -Miałem duży wybór, ale wybrałem ciebie. Chociaż ze to przymuszenie, to mi nie przeszkadza. Zyskałem żonę i nie musze szukać.
-Dla ciebie to hazard?
-Co? Nie. - powiedział stanowczo. - Niby czemu hazard? Ciebie było by trudno hazardować. Choć to by była dla niektórych osób kusząca propozycja, gdyby ciebie znali całkiem dokładnie. Twój charakter jak i upartość. - wypowiedział wolno i uśmiechnął się delikatnie, gdyby nigdy nic się nie stało pomiędzy nami. Byłam pewna, że On knuje pewna intrygę! Jeśli tak, dowiem się wszystkiego. - Choć w Japonii byłaś traktowana nie za dobrze. Nie brał bym cię tutaj. Wziąłem dlatego, abyś przestała myśleć o swoim dawnym życiu, bo masz je za sobą.
-Chyba nie mam. - zaczęłam. - Ty i Sasuke potraficie wszystko przywrócić.
-Nie porównuj mnie do niego. Nie jestem taki jak on. Raz, tylko raz straciłem panowanie. - powiedział lekko zdenerwowany
-O raz za dużo. - powiedziałam do niego. Znalazł się przy mnie. Patrzałam na niego, lecz odwróciłam głowę w bok krzyżując dłonie na piersiach. Co mi po nim skoro nie potrafi się powstrzymywać? To był tylko raz, nie znam go dokładnie by go na całą linię skreślać. Westchnęłam. Będzie nam dość ciężko, jak mu nie wybaczę. Nie, nie zrobię tego dopóki on mnie nie przeprosi. Jego usta poczułam na swojej szyi. Drgnęłam. Podobało mi się, i to bardzo. Chciałam go odepchnąć, ale on spowodował, że upadliśmy na łóżko. Pocałunki stawały się bardziej agresywniejsze, ale za to namiętne. Nie mogłam go odepchnąć, wiec uległam. Jego dłoń błądziła po moim udzie. Dawałam się dotykać, bo był moim mężem, tak by nie miał żadnego prawa.
-Jutro idziemy na bankiet. - wypowiedział oddychając ciężej.
-Nigdzie z tobą nie idę. - powiedziałam. Popatrzał na mnie, zrzuciłam go z siebie i uciekłam do łazienki. Umyłam szybko zęby po jedzeniu wycierając usta po wodzie. Czułam zimny powiew na szyi. Wyszłam. Siedział na łóżku opierając się o złote obręcze. Był lekko oburzony tym co zrobiłam najprawdopodobniej. Zdjęłam szlafrok i usiadłam na łóżku plecami do Itachiego. Poczułam jego ciepły oddech na swoim karku. Jego ręce znalazły się na moim brzuchu splątując się ze sobą.
-Dlaczego?
-Bo nie…
-Wiesz, ze wyjścia nie masz. Wtedy zawiedziesz moją matkę.
-Nie wykorzystuj do tego swojej matki. - powiedziałam wyszarpując się z objęć. - To, że twoi rodzice tez mają iść, to nic nie znaczy. Mam tez ważniejsze sprawy niż bankiet.
-Na przykład jakie? - milczałam. Nic nie mogłam wymyśleć. Niech to szlag. - Czyli nie masz? No to załatwione idziesz ze mną. - powiedział. Usiadłam wściekła na łóżku zakładając ręce na piersiach. Moja głowa była pusta w tym momencie, gdy się zapytał. - Nie złość się. To tylko jeden bankiet, choć na pewno po drodze będziesz spotykała się z innymi, ale teraz idziesz i nie chcę słyszeć sprzeciwu. Jesteś moja żoną i musisz chodzić. - przykrył się kołdrą. Weszłam pod kołdrę, by było mi cieplej. Nic nie poczułam. Zmorzył mnie sen i zasnęłam bardzo szybko.


Moi drodzy, następny nie wiem kiedy się pojawi. Może w następnym miesiącu lub pod Konic tego, ale naprawdę nie wiem! Pozdrawiam czytelników mojego opowiadania.

3 komentarze:

  1. Witam,
    rozdział świetny, na początku było bardzo miło, do czasu aż nie pojawił się Sasuke, Itachiego to ja nie rozumiem, nawet nie zareagował jak Sasuke spoliczkował Sakure...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka, hejeczka,
    świetny rozdział, było bardzo miło, do czasu aż nie pojawił się Sasuke... ale Itachiego to nie rozumiem, nawet nie zareagował jak Sasuke spoliczkował Sakure...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    świetnie, no i  było bardzo miło, do czasu aż nie pojawił się Sasuke... ale Itachiego to ja nie rozumiem... nawet nie zareagował jak Sasuke spoliczkował Sakure...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń