poniedziałek, 16 lipca 2012

07. Koniec wolności, ślub


Od godziny już nie śpię. Tylko leżę w łóżku wpatrując się w zabielony sufit. Wygląda jak gładka suknie ślubna. Dzisiaj jest ten dzień. Dzisiaj zostanę mężatką na dobre i na złe. Czułam się dobrze. Jedynie żołądek wykręcał mi się. Byłam zdenerwowana tym wszystkim. Jak można być zdenerwowanym skoro to przymuszenie? U mnie to normalne. Spotkam tez moich rodziców. Tylko nie to. Zakryłam głowę kołdrą. Czułam przyjemną woń Itachiego, która wydobywała się z cienkiej kołdry. Przyjemna i to bardzo. Nie czułam się już śpiąca. Byłam wdzięczna mu, ze właśnie tu mnie przyprowadził, a nie do mojego domu. Nie chciałam tam się zjawić.  Wolała bym już z Itachim spędzić noc niż tam. Oni jednak mnie nie znają. Niech chociaż ktoś mnie dobrze pozna. Chciałabym tego. Odkryłam się. Do pomieszczenia weszła kobieta z czarnymi włosami.
-Wstawaj już, Sakura - podeszła do mnie i dotknęła mojego czoła - Nie masz już gorączki. Czyli była jednodniowa. - uśmiechnęła się. - Zrobiłam ci śniadanie jest na stole.
-Nie musiała pani. Mogłabym…
-Nie ma mowy. Wstajesz i idziesz jeść śniadanie. Itachi pojechał na chwilę do firmy. Przyjedzie za jakieś dziesięć minut. Musi się tez przyszykować tak samo jak ty. Nie martw się pomogę ci. Cieszę się, ze będę ciebie miała za córkę. - spuściłam głowę. A co ja mam jej powiedzieć. Cieszę się, że będę miała cię za matkę. Jak ja nawet nie wiem co to znaczy matczyna miłość. Moja matka mi prawie tego nie dawała. Usiadła na łóżku i chwyciła za podbródek, uniosła. Po policzkach płynęły mi łzy. - Powiedziałam coś złego?
-Nie, tylko… - przytuliła mnie do siebie. Popłakałam się jeszcze bardziej. Matka Itachiego mnie przytula. To szczyt wszystkiego. - Pani jest pierwsza, która chce mi pomóc. Zawsze wszystko sama robiłam. Matka i ojciec nie chcieli mi pomagać, bo ważniejsza była firma. Dziękuję. - przytuliłam się w jej ramię. Byłą kobieta, więc mogę być w bieliźnie. Bardziej wstydziłabym się Itachiego, gdyby to był on.
-Już nie płacz moja droga. Wszystko będzie dobrze. Itachi się tobą zaopiekuje. Nie podniesie na ciebie ręki. Nie był by taki. Nie potrafi bić kobiet. Wiem, że dla niektórych jest obojętny, ale wątpię aby był taki dla ciebie. Jeśli pojmie cię za żonę, zobaczysz jego inne oblicze. Jest dobrym człowiekiem. - wstała, a ja oderwałam się od niej. Była wielką kobietą, serce jej było pełne miłości do synów. Kochała i nadal kocha miłością, której nie zaznałam. Podała mi czarny szlafrok, gdzie w okolicy karku jest herb ich rodowości. Czerwono biały, mówi o ich władzy. Każdy z nich ma z herbem jakieś ubranie. A może wszystkie. Nie przyglądałam się uważnie Itachiemu. - Załóż go. Itachi nie będzie zły. Zjesz najpierw śniadanie, potem się wykąpiesz i na końcu pomogę ci przygotować się na ślub. - uśmiechnęła się. Ona była zadowolona z tego wszystkiego. Będzie miała synową, a ja zyskam nową rodzinę. Będę szczęśliwa? To się dowiem dopiero później. Będę myślała cały czas nad tym. A z pewnością on będzie chciał się ze mną kochać. Mam dopiero siedemnaście lat, chociaż już niektórzy się kochają w tym wieku jak z pewnością Temari. Ale ja nie chcę! Wstałam z łóżka i okryłam swoje ciało czarnym szlafrokiem Itachiego. Szłam obok kobiety. Najgorzej było to, ze jak będę w Stanach to nie zobaczę już przyjaciółki. Przecież wyjeżdżam na stałe. Już jej nie zobaczę. Będę sama i zdana na siebie. Itachi będzie miał swoje sprawy. Razem będziemy w jednym łóżku i pokoju. Jak to małżeństwo.
Wstałam. Westchnęłam. Od dzisiaj będę mężatką. Nie myślałam, że będę miała męża w tak młodym wieku. Nawet nie jestem pełnoletnia. Świat jest niesprawiedliwy… Weszłam za kobieta do kuchni. Na twarzy poczułam promienie słoneczne. Dziś dzień był wspaniały. Chciałabym mieć to już za sobą. Brzuch mnie boli jak oszalały. Nic nie zjem!
-Jedź.
-Nie mam ochoty… Przepraszam.
-Musisz coś zjeść. Wiem, ze przez ten ślub jesteś zdenerwowana, ale nie puszcze cię stad jeśli czegoś nie zjesz. Nie martw się niczym, ja tam będę. Pomogę ci we wszystkim. Nie pozwolę, aby coś ci się stało. A także będzie Fugaku i Itachi. Sasuke nie będzie, więc na razie nie poznasz naszego młodszego syna. Stany chyba są dla niego cudem. Na pewno znowu chce urządzić jakaś imprezę podczas nieobecności Itachiego. Polubisz go. Lubi dziewczyny, tylko dziwne, ze nie chciał przyjechać… - uśmiechnęła się. Wzruszyła ramionami. Wzięłam jedną kulkę ryżową w rękę. Ugryzłam. Mniam, pyszne. Ta kobieta jest znakomita! Westchnęłam cichutko, tak aby nie usłyszała. - Nie opuszczał takich imprez nigdy. Zawsze brał ze sobą jakąś dziewczynę, ale gdy dowiedział się że nie ma wesela pewnie zrezygnował. - posłała mi promienisty uśmiech. Upiła łyk z kupka. Brązowa ciecz świadczyła o tym, że ma kawę. Skończyłam jeść i popiłam herbatą. Usłyszałam jak drzwi zamykają się z hałasem. Wzdrygnęłam się czując oziębły głos.
-Daj mi spokój. Mam ważniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się tobą. - miał chyba na głośnik, bo słyszałam jeszcze jeden głos. - Nie powiem ci. Małą niespodziankę ci zrobię. - przełączył na słuchawkę. Musiał coś wtedy robić jak miał na głośnik. Byłam jeszcze w jego szlafroku. Jego głos się nie zmieniał. Stanął w futrynie drzwi. Podał matce komórkę. Ona na niego patrzał. Słyszałam jak w telefonie brzmi głośno jego imię. Zakryła słuchawkę.  - mamo powiedz mu, że będę za tydzień. Musze go czegoś nauczyć, nie może być taki jaki jest. - westchnął cicho. Ona uśmiechnęła się i pokręciła głowa.
-Witaj synku. Itachi będzie za tydzień w Stanach. Ma jeszcze parę spraw w firmie do załatwienia. Jest bardzo zajęty. Nie przeszkadzaj mu. Nie ma głowy do rozmów teraz. A jeszcze… Tak, właśnie o to chodzi… Przekaże mu i jej - uśmiechnęła się radośnie. - Uważaj tam na siebie. - rozłączyła się. Itachi chwycił komórkę i usiadł niedaleko mnie. Popatrzał na mnie kontem oka. Zarumieniłam się. Czułam jakby mnie teraz rozbierał tym wzrokiem.
-Sasuke życzy wam szczęścia. Nie wiedział czemu jesteś taki zajęty. Mówiłeś mu w ogóle o tym ślubie?
-Pewnie. - powiedział. Nadal się na mnie patrzał. Chyba jego matka zrozumiała. Szła do wyjścia.
-Zostawię was na chwilę. - powiedziała i wyszła. - Fugaku.. - uśmiechnęła się. Usłyszałam cmoknięcie. Musieli się pocałować. Byli wspaniałym małżeństwem. Przynajmniej tak sądziłam, nie słyszałam jeszcze u nich kłótni. Z Itachim zostałam sama. Dłonie miałam związane ze sobą, aby on nie wyczuł, ze trzęsą mi się. Patrzałam się na pusty talerz. Uniósł mi głowę. Spojrzałam na niego. W jego oczach widziałam radość, zadowolenie. Z mojej osoby? Nie wiedziałam. Wstał i pociągnął mnie do siebie. Byłam w jego ramionach.
-Pięknie ci w czerni - uśmiechnął się zadziornie. Dłońmi objął moją twarz, a kciuki dotykały moich ust. Patrzeliśmy sobie w oczy. Przeniósł wzrok na usta. Nachylił się i musnął swoimi wargami moje. Ten mały pocałunek był słodki i delikatny. Jego usta były jak miód. Odczuwałam to teraz. Przymknęłam powieki przy naszym muśnięciu warg. Było mi niezmiernie dobrze. Dłonie trzymałam na jego umięśnionym torsie. Wyczułam, że ma koszule rozpiętą. Mogłam każdy mięsień muskać dłońmi. Przez ciało przechodziły coraz to mocniejsze impulsy gorąca. Nawet nie wiem kiedy odwiązał mi szlafrok. Dłonie przesunął niżej do moich majtek w koronkę. Wszystko teraz mówiło mi  D O Ś Ć!  N i e  m o ż e s z   t e g o  z r o b i ć.
Odsunęłam się od niego. Patrzał prosto w szmaragdowe oczy.
-Przepraszam. - wypowiedziałam. Czułam się głupio robiąc to. Będzie moim mężem, a nie chcę z nim się kochać. To u mnie normalne. Mam swoje zasady. Chcę najpierw poznać mężczyznę, a potem do łóżka, a nie na odwrót. - Wiem, ze niedługo zostaniemy małżeństwem. A mianowicie za parę godzin. Ale… ja… - przymknęłam powieki. On do mnie poszedł. Chwycił jedwabny pasek od szlafroka z oby dwóch stron. Przyciągnął mnie do siebie. Objął mnie w tali rękoma. Patrzałam w te czarne oczy. Nie zrozumiał?
-Poczekam. - powiedział. Zdziwił mnie. - Poczekam na ciebie. Nie chcę cię do niczego zmuszać. Masz siedemnaście lat,  a ja dopiero dwadzieścia dwa. Mamy przed sobą całe życie. Zdążymy. Nie musimy się śpieszyć. Chcę, abyś i ty tego chciała a nie tylko ja. Nasza podróż jak i noc poślubna tez może poczekać. Może odbyć się kiedy indziej… - patrzałam w jego oczy. Był szczery ze mną. Lubiłam jak ktoś jest ze mną całkiem szczery, mogłam mu wtedy ufać. Uniosłam się na palcach. Pocałowałam jego usta. Chyba się tym incydentem zdziwił. Będziemy małżeństwem, nie ma co ukrywać. Oddał mi pocałunek.
-Dziękuję - wyszeptałam po między pocałunkiem. Muskaliśmy swoje usta. Dłonie mi się trzęsły. Nie  wiedziałam czemu, może ze strachu? Ślub i te rzeczy. Nie przerywaliśmy pocałunku. Serce waliło mi jak oszalałe. Całuję się z nim któryś lat, ale serca nie potrafię powstrzymać. Jest pierwszym chłopakiem i ostatnim. Nie będę miała już żadnego faceta. Itachi jest pierwszym i ostatnim jakiego mam. Niedługo będzie moim mężem. Rozchyliłam usta. Musnęliśmy siebie językami. Chrząknięcie wydobyło się z czyjegoś gardła. Oderwaliśmy się od siebie.
-Sakura… - był to pan Fugaku. O matko! Co za wstyd. I co zrobi? Dostanę od niego ochrzan. - Mikoto czeka na ciebie w naszej sypialni. Idź na koniec korytarza. Będą drzwi. Tam na ciebie czeka. - patrzał się na Itachiego zrozumiałym wzrokiem. Patrzeli oby dwoje na siebie. Osłoniłam się całkiem szlafrokiem i odeszłam. Słyszałam jeszcze parę zdań w ich wydaniu. Potem ciszę. Doszłam do drzwi na końcu korytarza. Zapukałam. Nikt nie odpowiadał. Weszłam. Stała tam postura jakby człowieka, a na niej suknia ślubna. Podeszłam bliżej. Nie widziałam matki Itachiego.  Na czubku był welon, suknia była bez rękawów. Od piersi do bioder była na materiale mocna koronka, a od bioder w dół była jakby cienka „firanka” ozdabiana brokatem. Pod spodem był śliski materiał - jedwab. Dotknęłam opuszkami palców łańcuszka. Śliczny!
Po co to wszystko? Wystarczył by mi prosty naszyjnik. A ta suknie. Paznokciem przetarłam po koronce. Westchnęłam i spuściłam głowę. To nie dla mnie. Nie zasługuję nawet na to, aby wychodzić za mąż. Powinnam się nie zgodzić. Było by lepiej. Moi rodzice by teraz z jednej strony zadowoleni, a  z drugiej nie. Ta pierwsza, bo dostaną pieniądze im potrzebne do ochrony swojej firmy. A z drugiej wydałam swoje wszystkie pomysły Itachiemu, ale jestem z tego bardzo zadowolona. Rodzice nigdy nie chcieli, abym im pomagała. Wszystko sami. Mają to co chcieli. Mnie mieli zawsze gdzieś…
-Co taka smutna? Nie podoba ci się suknia. - spojrzałam na kobietę, która wyszła za drzwi. Patrzałam na nią.
-Jest śliczna. Myślałam o rodzicach jak to bardzo nie chcieli, abym im we wszystkim nie pomagała. Niczego nie chcieli ode mnie. Żyłam bo żyłam. Takie było ich zdanie. - powiedziałam. Uśmiechnęłam się do niej. Nie mogłam w tym dniu się zasmucać. To był szczęśliwy, chociaż mogłam udawać, że się cieszę. A dzisiaj na pewno wylecimy do Stanów. Pożegnam się z Japonią. Będę na pewno przylatywać, ale to już po paru miesiącach, lub latach. Lub na wakacje. Będę musiała odwiedzić stare miejsca…
-Kochana nie martw się. Wszystko będzie dobrze.  Teraz trzeba się przygotowywać. Nie mamy za wiele czasu. - chwyciła mnie za dłoń i pociągnęła. Byłam jeszcze w szlafroku Itachiego. Pachniał nim. Miał taką intensywną woń, że przesiąkła nawet materiał jedwabiu. Weszliśmy do jednego pomieszczenia. Była tam duża wanna. Przynajmniej cztery osoby w niej się zmieszczą. Jest jak dżakuzi… - Wykąp się. Musimy szybko założyć suknie. Zostało zaledwie dwie godziny do ślubu, a pięć do odlotu. - wyszła. Rozebrałam szlafrok, czułam na sobie jego woń. Powiesiłam jedwabną rzecz. Westchnęłam. Rozebrałam bieliznę. Stałam naga i weszłam do wanny. Była gorąca, taką jaką lubię. Namydlałam się. Przymknęłam oczy, i jakbym poczuła ten miód na ustach. Wargi Itachiego muskające moje. Serce znowu biło jak oszalałe. Przy nim czułam, że mogę dalej żyć. Nie przejmując się przeszłością, mogę żyć dalej… Opuszkami palców dotknęłam dolnej wargi. Usta wygięłam w nikłym uśmiechu.
Wyszorowałam się porządnie. Nadal czułam jego woń. O nie! Ona mnie będzie teraz prześladować na każdym kroku. Wyszłam i wzięłam czarny ręcznik, który leżał na kupce ręczników. Wycierałam się.
Jak będzie wyglądać teraz życie? To najważniejsze pytanie. Co będzie  z życiem, jak zostanę mężatką? Wszystko się polepszy? Wątpię. Małżeństwo to same obowiązki. Z tego radości nie ma. Może jest, bo żyje się z ukochaną osobą, ale jeśli jest się przymuszoną to nigdy nic nie wiadomo jak to może się skończyć. Westchnęłam i owinęłam się ręcznikiem. Przetarłam lustro ręką. Do policzka przykleiła się kaskada różowych włosów. Odgarnęłam do tyłu.
Już niedługo. Niedługo będę panią Uchiha. Nazwisko Haruno wymaże się tylko po ślubie. A ja go nie chcę. Nie chcę już tego nazwiska, dlatego od tego dzisiejszego dnia będzie tylko Uchiha. Nic więcej! Nie chcę żadnych specjalnych dodatków. Wyszłam mając zwieszona głowę. Kobieta wręczyła mi bieliznę, była też w koronkę. Nie weszłam do łazienki. Raczej za parawan. Zdjęłam ręcznik. Założyłam biustonosz. Leżał wygodnie, tak samo zrobiłam z reszta bielizny i  pończochami. Itachi z pewnością tez się przygotowuje. Dłonie mi się trzęsły z zdenerwowania. Wyszłam. Zauważyłam teraz dopiero parę osób. A raczej kobiet. Jedna z nich mnie pociągnęła i robiła coś z włosami. Ślub jest jednak bardzo chłonną czynnością. Wszystko trzeba zaplanować. Patrzałam w lustro jak kobieta robi mi coś z włosami. Tam wpinała, tu wpinała. Zawijała trochę lokówką. Lakierem popstrykała. Patrzałam na nią. Była bardzo skupiona na swojej pracy. Po co tyle wynajęli? To nie maiło sensu. Poczułam mokro na włosach. Nakładała żel z brokatem w niektóre miejsca.
-Gotowe - powiedziała i się oddaliła. Obróciłam się. Do mnie podeszła kosmetyczka i postawiła na stole swoje przybory. Wyciągnęła pędzelek do powiek. Wzięła coś. Przymknęłam powieki. Zaczęła mi robić. Nic nie mówiłam. Wolałam poczekać. Potem czymś przetarła mi usta. Otworzyłam powieki. Nie patrzałam w lustro. Bałam się szczerze mówiąc. Wszystkie się spieszyły. Nie wiem ile zostało czasu, ale z pewnością mało. Mogło dużo czasu minąć. Wstałam, gdy skończyła. Chyba chcieli jak najlepiej dla Uchiha.
-Jeszcze jedno. - podeszła do mnie. Przymknęłam powieki. Przetarła mi palcem. Miała na nim coś. Potem otworzyłam powieki.
-Dziękuję wam. - powiedziała Mikoto, matka Itachiego. Uśmiechnęła się do nich. Przeniosła wzrok na mnie. Nie wiem nawet jak wyglądałam. Bałam się spojrzeć w lustro. Nigdy się nie malowałam, a bałam się że nie wyglądam dobrze. Kobiety wyszły. Zostałam sama z Mikoto. Patrzała na mnie. Nie wiem jak miałam ocenić jej wzrok. Nie potrafiłam. Bałam się szczególnie tego, że wyglądam głupio. Rozwiązała z tyłu suknie. Założyłam najpierw halkę, a potem suknie ślubną. Gorset przyszedł ostatni. Pasowała jak ulał. Ściskało mi troszkę piersi, ale to nic. Zawiązała mi mocno. Suknia była bez ramiączek. Szumiała za każdym moim ruchem. Podała mi białe buty na obcasie. Włożyłam je. Miałam spuszczoną głowę. - Sakura? Czym się martwisz?
-Nie, niczym. Przepraszam. - poczułam jak unosi moją głowę ku górze. Patrzy na mnie troskliwym wzrokiem. - Boję się, że nie wyglądam tak ładnie jak z pewnością pani kiedyś... - powiedziałam. Nie chciałam spojrzeć na lustro. Stanęła koło mnie. Chwyciła za ramiona. Ścisnęła lekko.
- Spójrz w lustro. - bałam się, ale zrobiłam to. Byłam zdziwiona. Wyglądałam ładnie, nie dość tego. Raczej pięknie. - W dzisiejszym dniu ty jesteś w centrum uwagi. Nie kto inny. Jesteś ładna. Nie możesz się oszpecać. Itachi by nie był z tego zadowolony. - westchnęłam. Może miała rację, ale to niczego nie zmienia. Spojrzałam sobie głęboko w oczy. Na powiekach tkwił cień od jasnego zielonego do morskiego koloru… Drzwi się uchyliły. -Itachi nie wchodź!
-Czemu?
-Ty wiesz czemu. Nie możesz zobaczyć panny młodej wcześniej. - powiedziała.
-To tylko przesądy, ale dobrze. Podaj mi mamo z taty szafki nowy bordowy krawat. Schował go tam. - podeszła do jednej szafki i wyciągnęła plastikowe pudełko, gdzie musiał być krawat. Podeszła do uchylonych drzwi.
-Przystojniak z ciebie. - powiedziała i uśmiechnęła się.
-Będę czekał w salonie. Pięć minut. - powiedział i odchodził. Słyszałam jego kroki. Patrzałam się nadal w lustro. Nadal nie mogłam dowierzać, że to właśnie jestem ja. Może to sen? To tylko w nim może się stać. Tak nigdy bym nie wyglądała. Mieliśmy zaledwie pięć minut. Przeniosłam wzrok na kobietę. W jej oczach stanęły łzy patrząc na mnie.
-Stało się coś?
-Nie. Teraz, gdy na ciebie patrzę widzę siebie. - uśmiechnęła się. Teraz zauważyłam, że ma na sobie złotą suknie i tez zrobione włosy. Musiała się szykować kiedy to się szykowałam. Chwyciłam dłońmi sukienkę, która zaszumiała. - Chodźmy już. Nie chcemy spóźnić się na uroczystość. - kiwnęłam głową. Ona szła pierwsza. Patrzałam na nią. Chodziła z gracją. Weszła do pomieszczenia, które na pewno było salonem. Zatrzymałam się i wzięłam głęboki wdech. Nie ma co. Histeryzuje. Nie powinnam, ale tak to już jest. Jestem jeszcze nastolatką, a wychodzę za mąż. Weszłam do pomieszczenia. Itachi stał przy ojcu rozmawiając. Zaprzestał rozmowy. Obrócił się przodem. Posłał mi uśmiech. Patrzałam w jego oczy. Znowu były szczęśliwe. Jego oczy zlustrowały mnie od dołu do góry. Czasami nie mogłam go zrozumieć. Raz zimny i nic nie czujący. A innym razem czujący i szczęśliwy. Patrzałam na niego. Podchodził do mnie. Trzymałam dłonie na sukni, szumiała lekko. Wyciągnął do mnie swoją męska dłoń. Chwyciłam ją. Moich rodziców nie było. A jeszcze zostało błogosławieństwo. Nie przyszli. Typowe! Rodzice przed nami stanęli.
-Kochani Rodzice! - zaczął. - jesteśmy głęboko przekonani, że bez waszego błogosławieństwa nie możemy dostać błogosławieństwa Bożego. Dlatego prosimy, abyście zechcieli nam pobłogosławić na nową drogę życia we wspólnocie małżeńskiej. - poprosił o błogosławieństwo po czym uklękłyśmy. Nie trzymaliśmy siebie za ręce. Już nie liczyłam na swoich rodziców. To było nie możliwe, aby oni przyszli na błogosławieństwo.
-Boże dobry nasz Ojcze, pobłogosław te Nasze dzieci, które złączyłeś w miłości. Niech będą dla świata obrazem miłości, pozwól im dożyć szczęśliwej starości i obdarz potomstwem. - mówił pan Fugaku. - A błogosławieństwo twoje Boże Ojcze, Synu Boży i Duchu Święty niech im towarzyszy i pozostanie z nimi na zawsze. - skończył. Klęczeliśmy nadal. Podeszli pojedynczo i składali nam życzenia kropiąc woda i dając do pocałowania krzyż. Na tym nasze błogosławieństwo się skończyło. Wstaliśmy. Przyszedł czas, abyśmy przystali do sakramentu małżeńskiego. Trzymał mnie teraz za rękę.
-Idziemy? - zapytał mnie Itachi. Spojrzałam na niego. Wpatrywał się we mnie. Nie wiedziałam czemu, ale znowu czułam się nieswojo. Było mi gorąco, każda komórka drżała. Uśmiechnęłam się. Musiałam jakoś udać, że przy nim czuje się dziwnie. Bardzo dziwnie. Jakby coś było po miedzy nami. A miłością nie złączyliśmy się. To rodzice chcieli tak, wiec nie miałam wyboru. Byłam ich jedyną córką!
-Tak. - wypowiedziałam. Szliśmy razem. Otworzył przede mną drzwi. Wyszliśmy. Suknia mi szumiała. Tak i się zapomniało o światkach. Nie wiedziałam jak to wszystko zrobić. Miałam co innego na głowie. A mianowicie rodziców.
Patrzałam przed siebie. Przed nami była czarna limuzyna, a na masce był misio z sercem, a z tyłu niego dwie złote duże obrączki.  A na przedniej i tylnej rejestracji pisało z pewnością Młoda Para. - Itachi czemu limuzyna?
-Dla wygody. Raz można sobie pozwolić, czyż nie? 
-Jeden raz? Sądzę, ze ty więcej jeździłeś. - powiedziałam. On się nachylił nade mną. Jego oddech muskał moją szyję i ucho.
-Pewna nie jesteś, czyż nie? Limuzyna nie leży w moim interesie. Mam ją, ale Sasuke często używa ją dla koleżków. - szofer otworzył drzwi limuzyny. Weszłam, a za mną mój przyszły mąż. Westchnęłam. - Jak będziesz chciała możesz zawsze wyjeżdżać, gdzie chcesz. Też będzie twoja.
-Nie dzięki. Wolę bardziej już się przejść, niż jeździć w luksusie. - popatrzał na mnie. Odjechaliśmy spod domu Itachiego. - A twoi rodzice?
- Ich przywiezie druga limuzyna. - powiedział. Jego oczy czarne niczym węgiel bacznie mnie obserwowały. Uśmiechnął się. Spojrzał za okno. Ludzie przechodząc patrzeli się na limuzynę. Najwyraźniej interesowali się kto może być tą Młoda Parą. Dziwne! Wszyscy powinni wiedzieć, ze dwie firmy ze sobą łączą się…
-Itachi, ale tu by się twoi rodzice zmieścili. Po co druga limuzyna? I jeszcze za godzinę z pewnością dużo bierze, co?   Nie trzeba było dwóch.
-Chciałem. Miałem taką zachciankę. - uśmiechnął się i spojrzał na mnie. Spojrzałam w bok, tam stała Temari. Pamiętam jeszcze te bóle, które zadała mi. Krwi mi trochę ubyło, a wtedy rodzicie z ciosem o ślubie. Teraz gadam normalnie z Itachim jakby nigdy nic.
-Często je masz?
-Nie, ale przyznam, że mam. Nie mogę się wyprzeć. - mówił. Chwycił dłoń. Obrócił dłoń i patrzał na wewnętrzną część. Jedną kreskę ocierał swoim palcem. Wiedziałam jaka to kreska. Linia miłości połączona z linią życia. Dotyk miał taki delikatny. W tym też można się rozpłynąć. Czułam jego woń, ona chyba do końca będzie mnie prześladować. Ma taką intensywną. Dociera do mnie jak magnez. Serce bije jak oszalałe. Zwariowałam. Przymknęłam powieki. Nawet jego dotyk mówi mi o  j e d n y m.  Tak nie powinno być. Robił tak delikatnie, że strach myśleć o tym.  Nie wiedziałam jak mieszka w Stanach, może nawet lepiej lub gorzej niż myślę. Obrócił moja głowę, abym na niego popatrzała. Otworzyłam powieki. Obserwowałam jego oczy. Nie puszczał mojej reki nadal dotykał. - Piękna jesteś. A dziś w szczególności. - zaczęło we mnie gorąco buzować. On mi mówi komplement. - I nie życzę sobie, abyś siebie oszpecała. - mówił. Musiał słyszeć moją rozmowę z Mikoto. Na pewno tam stał. Westchnęłam bardzo cichutko. Usłyszałam krzyki za oknem. Wiedziałam, ze będą dziennikarze by zobaczyć nasz ślub. - Nimi się nie przejmuj. Dzięki temu jeszcze żyję. - nachylił się. Lecz zamiast w usta pocałował w czoło. Nie wiedziałam dlaczego. Ten gest sprowadził mnie na ziemię. On jednak jest inny. Jest opiekuńczy to na pewno. Nie zmusza do niczego kobiety. Zawsze takiego chciałam mieć, ale młodszego. Nie ma takiego z pewnością. Zatrzymaliśmy się. Szofer otworzył nam drzwi. Itachi wyszedł pierwszy. Podał mi rękę. Wyszłam. Widziałam jak reporterzy pstrykają zdjęcia i abyśmy coś powiedzieli. Szliśmy dalej nie zwracając na to uwagi… Dobrze, ze zrobili te barierki i czerwony dywan do samego kościoła. Za parę chwil.
Weszliśmy do kościoła, aby reporterzy nas nie kaperowali. Byliśmy w małym kantorku. Drzwi do głównego kościoła były otwarte. Trzęsły mi się ręce. Itachi to wyczuł. Znowu się nachylił.
-Spokojnie. - uspokajam mnie. - Przecież to ślub. Nikt cię za niego nie zabije.
-Wiem. - do nas podszedł ksiądz. Coś powiedział, ale teraz nie bardzo wiedziałam co. Chyba składał nam życzenia. Świetnie! Spojrzałam na niego. Był chyba zadowolony z tego wszystkiego. Koło nas stanęli chyba świadkowie nie patrzałam na nich. Spojrzałam w bok, koło mnie stała Hinata. Uśmiechała się do mnie. Ksiądz zakończył swój monolog. - Hinata. Skąd ty wiedziałaś?
-Dostałam zaproszenie jako twoja świadkowa, Sakura. Itachi mi dał. - powiedziała. Spojrzałam na niego. Rozmawiał z blond włosym mężczyzną. To musiał być jego świadek. Był nawet ładny, ale jakoś Itachi jest o wiele lepszy. Usłyszałam muzykę. Itachi mnie chwycił. Szliśmy w rytm melodii. Świadkowie za nami. Widziałam, że na czerwonym dywanie leża płatki różowych i białych róż. Stanęliśmy przed ołtarzem. Były tam cztery krzesła. Dwa dla nas, i dwa dla świadków. Staliśmy. Prowadził ksiądz monolog i to co zawsze bywało na ślubach. Za niedługo będzie przysięga. Sama nie wiedziałam czemu, ale czułam że przy przysiędze będzie drżał mi głos. Musiałam się uspokoić. To tylko ślub nic więcej. Itachi jest mężczyzną, a ja normalną kobietą. To normalne. On jest Uchiha i jest najlepszy we wszystkim. Tak mówią plotki, nie wiem czy to prawda.
Chciałabym, go poznać więcej. Czy mi się uda? Nie mam najmniejszego pojęcia. Zostanie moim mężem, wiadomo że go poznam. Tylko chciałam wcześniej, nie wychodziło mi. Ma wiele zachcianek to wiem. A co jeszcze wiem? Całuje jak bóg. Chyba przesadziłam. Pamiętam jeszcze jego pocałunek, całuje niczym jak coś co jest nie do zdobycia. Doszliśmy do części przysięgi. Pierwszy będzie Itachi. Zawsze mężczyzna mówi pierwszy. Nasze dłonie były splątane, moja leżała na niego. Stuła splątała nasze dłonie bardziej. Teraz będziemy składali przysięgę.
-Ja Itachi biorę Ciebie Sakura za żonę i ślubuję ci wierność, miłość i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. - mówił to stanowczym głosem. Nie drżał mu ani chwilę. Powtarzał wszystko po księdzu z dokładnością. Jeśli mi się coś pomyli nie wiem co zrobię. Nie mogę. Chcę tak jak on to powiedzieć.
-Ja Sakura biorę Ciebie Itachi za żonę i ślubuję ci wierność, miłość i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. - powiedziałam to z lekkością. Myślałam, że będzie gorzej. Nie było. Było o wiele lepiej niż się spodziewałam. Cieszyłam się z tego.
Teraz przyszedł czas na wymianę obrączek. Ksiądz zdjął szal.
-Sakura przyjmij tą obrączkę jako znak mojej miłości i wierności w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. - Przy tym wkładał mi obrączkę na prawy serdeczny palec. Teraz już jestem od tej chwili mężatką. I nazywam się Sakura Uchiha. Moje nowe nazwisko i rozpoczynam nowe życie. Wzięłam obrączkę dla Itachiego. Widziałam jak trzęsą się ręce. Co za wstyd!
-Itachi  przyjmij tą obrączkę jako znak mojej miłości i wierności w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. - wkładałam też mu przy tym obrączkę. Myślałam, że zwariuję. Dłoń mi tak się trzęsła jakbym szła na śmierć. To tylko ślub z Itachim Uchiha. Na pewno zdobyłam przez to wrogów. Jest popularny i każda chciała go dla siebie, a zdobyła go gówniara. Została jego żoną i będzie żyła w luksusie. Nie chcę tak. Ksiądź dokończył. Szliśmy na zewnątrz. Drzwi kościele się otworzyły. Goście wyszli. Koło nas stali świadkowie. Reporterzy byli, ale nie wtrącali się teraz. Wiedzieli kiedy dać nam spokój. Nie wiedziałam nawet czy są rodzice. Spojrzałam się na Itachiego. Mierzyliśmy siebie wzrokiem. Nachylił się nade mną, zbliżałam się do niego. Złączył nas pocałunek. Zapieczętowaliśmy swój związek małżeński. Miał takie słodkie usta. Te usta mogłabym całować wieczność. Nie wiem czemu, ale on całował jak seksowniejszy mężczyzna na świecie. Wiedziałam, że wszyscy się patrzą. A z pewnością reporterzy pstrykają zdjęcia. Mnie to już nic nie obchodziło. Poczułam jak spadają na nas pieniądze… Oderwaliśmy się od siebie. Uśmiechnęłam się lekko… To był gest normalny. Będziemy musieli zbierać pieniądze. Każdy do nas podchodził składał życzenia. Zawsze : zdrowia, potomstwa… Nie było mowy o pieniądzach. Widocznie miał ich dosyć… Z tym potomstwem nie było tak źle. Bardzo chciałam mieć dzieci, ale Itachi? Tego nie wiem. Podeszła do mnie moja matka. Przytuliła mnie. Nigdzie nie było ojca. Sama musiała przyjść.
-Sakura. Życzę ci dużo szczęścia. Bądź z nim szczęśliwa. Powinnaś. Nie chcieliśmy dla ciebie źle. Jesteś naszą córką. Przepraszam cię za wszystko. - powiedziała. Szeptała mi do ucha. Odchyliła się ode mnie. Uśmiechnęłam się do niej.
-Dziękuję, mamo. - uśmiechnęłam się do niej - Gdzie tata?
-Tata nie przyszedł. Siedzi w firmie. - wiedziałam już o co chodzi. Ona przyszła, a on nie chciał mnie już widzieć. Byłam pewna, że jest wściekły na Uchiha i na mnie… Chwila jeśli na Uchiha to i na mnie. Za co? Nic nie zrobiła. Sam chciał tego ślubu. - Jak wyjedziesz zadzwoń do mnie czasami. - kiwnęłam głową. Ona pocałowała mnie w czoło i odeszła. Patrzałam na jej odchodzącą sylwetkę. Inni życzyli nam jeszcze wiele szczęścia i dzieci. Zauważyłam na końcu Temari, która uśmiechała się chamsko. Miała z tego zaciesz. A ja? Uśmiechnęłam się miło. Jej twarz zmieniła wyraz na wściekły… Wszyscy złożyli nam życzenia i dali prezenty. Itachi mnie chwycił i szliśmy do limuzyny. Otworzył przede mną drzwi. Wszyscy nam machali. Słyszałam „Miłej podróży”. „ Uważajcie na siebie”. Wsiadłam. Byliśmy znowu sami. Z pewnością jedziemy do jego domu. Patrzałam się na swoją prawą dłoń, gdzie widniała złota obrączka z srebrną obwódką. Mieliśmy takie same. Trochę większą miał on. Nie wiedziałam czy cos jest tam napisane. Teraz jestem już męzatką. To on wszystko załatwiał. Chwycił rękę. Drgnęłam.
-Stało się coś?
-Nie. Przepraszam. Zamyśliłam się. - powiedziałam. Nie spojrzałam na niego.
-Martwisz się, że coś nie wyjdzie. - usłyszałam troskliwy głos. Spojrzałam na niego. Serce mi biło szybciej od czasu ślubu. Przełknęłam ślinę. Nasze ręce splotły się ze sobą. - Sakura… - drugą dłonią pieścił mój policzek.  
-Nie o to chodzi. Dlaczego mi nie powiedziałaś abym ci pomogła? Ten cały ślub musiał cię kosztować wysiłku. A nic mi nie powiedziałeś.
-O to ci chodzi. - mówił. Obracał teraz moją obrączkę. - Widzisz nie chciałem, abyś miała tyle na głowie. Chciałem sam to zrobić, aby moja żona trochę się zrelaksowała. - mówił. Westchnęłam. Tak, zrelaksowałam się przy rodzicach. Wyszło wprost wspaniale.
-Dziękuję ci za wszystko. Za to, że zaprosiłeś Hinate na nasz ślub. Jestem ci bardzo wdzięczna. Skąd wiedziałeś, że jest moją najlepszą przyjaciółką? - zapytałam. Patrzałam na jego twarz.
-Tajemnica. - uśmiechnął się. Westchnęłam. Sama będę musiała zgadywać. Patrzałam się na mijające budynki i ludzi. Nie patrzeli się już. Przymknęłam powieki. I co poczułam? Jego woń blisko mnie i nie tylko. Otworzyłam od razu powieki. Wpatrywał się w moje oczy. A ja w niego. Sama nie wiem czemu, ale jakoś dziwnie na to odreagowałam. Pogłębiłam się ponownie w tej czerni. O nie! Zaczyna się. Ta głęboka czerń mnie przyciąga.
-Nie patrz tak na mnie. - zrobił zdziwioną minę.
-Jak?
-No tak. - zaczęłam mówić. I pokazywać mu na jego oczy. Patrzył na mnie zaciekawiony. Zaśmiał się cicho. Nigdy nie słyszałam tego śmiechu, dopiero teraz. Piękny miał. Myślałam, że zwariuje. Patrzał nadal na mnie przybliżając się. Parłam się o tapicerkę siedzenia. Znowu złączył nas pocałunek. Któryś raz z kolei tego dzisiejszego dnia. Westchnęłam przy pocałunku. Było mi dobrze, ale tez się bałam tego. Nie powinno to w każdym razie mnie zadawalać... Oderwaliśmy się od siebie. Nasze oddechy przyśpieszyły. Buzowało we mnie gorąco. Za często się z nim całuję. O tym wiem za dobrze!
-Powiedz mi ta blondynka, która uśmiechała się nie była twoim wrogiem?
-Nie powiedziałabym wrogiem. Nie lubimy się po prostu. - powiedziałam. Patrzałam w okno, gdzie ludzie przechodzili. Teraz niektórzy byli zaciekawieni, a  niektórzy wcale.  To lepiej. Chciałabym dzisiaj już być w tych Stanach.
Małżeństwo? Tak, to jest prawdziwy związek, nie jest żądnym snem. Nie możliwe. On jest ze mną w tej limuzynie. Jesteśmy sami. Trzyma dłoń. Popatrzałam na nasze splecione dłonie. Myślałam, ze to tylko sen. Uszczypnę się i obudzę w swoim wygodnym łóżku. Tylko, że to nie sen. To jest jawa! Zatrzymaliśmy się. Szofer otworzył drzwi. Wyszedł Itachi i mi pomógł. Szliśmy razem. Widziałam jak ludzie na nas się patrzą z uwagą. Itachi się zatrzymał, chciałam pójść dalej, ale nie mogłam. Trzymał rękę. Patrzałam na niego niezrozumiale. O co mu chodziło? Zbliżył się do mnie. Nie całuj już, rozpłynę się znowu w twoich ustach, pomyślałam. Otworzył drzwi. Wziął mnie na ręce.
-Co ty robisz? - uchwyciłam się szyi Itachiego.
-Chce przenieść moją żonę rzez próg domu. - uśmiechnął się. Przeszedł ze mną przez próg. Zamknął drzwi nogą, a raczej trzasnął. Jakoś mnie nie postawiał. W progu kuchni mnie postawił, gdzie siedziała matka i ojciec Jego.
-Możemy w takim załatwić jedną formalność.
-Formalność? - zapytałam.
-Tak. Chodź tu do mnie Sakura. Nie mówiłem tego ci wcześniej. Nie wiedziałem czy się zgodzisz. Ta formalność dotyczy ciebie i Itachiego. On został o tym powiadomiony przed ślubem parę godzin. Nie był zadowolony, ale cóż… - wzruszył ramionami. - Chyba nie chce.. - nie dokończył. Spojrzał na Itachiego. Nie widziałam wyrazu jego twarzy. - Chodzi o to. Wiesz, ze chciałbym mieć wnuka lub wnuczkę? - kiwnęłam jedynie głowę, że wiem o tym. - Gdy będziesz miała dwadzieścia lat, chcę abyś dała Itachiemu potomka, a tym razem nam wnuka lub wnuczkę. - mówił. Trochę mnie to martwiło. Miałam tylko trzy lata, aby zajść w ciąże. Nie za fajnie… Widziałam skrawek papieru, który przybliża do mnie. Spojrzałam się na Itachiego. W oczach widziałam złość. Chyba nie chciał, aby tak jego ojciec rozgrywał wszystko. Podawał mi długopis.
-Panieńskie? - zapytałam. Kiwnął jedynie głową. Podpisałam w jednym miejscu. Uśmiechnęłam się. Myśleli z pewnością, ze nie będę z tym zgodna. A jestem. Chcę mieć bardzo dzieci. Nawet jak będzie to w młodym wieku. Będę z tego bardzo zadowolona. Mąż chwycił moją dłoń i pociągnął. Szliśmy korytarzem. Kroczyłam za nim wpatrując się w jego plecy. Weszliśmy do jego pokoju. - Stało się coś? - stałam przy drzwiach. On stał tyłem.
-Nie, nic. - powiedział. Słyszałam w jego głosie złość. Widziałam swoją torbę z rzeczami na łóżku, a na niej jasną szmaragdową sukienkę.
-Jeśli coś zrobiłam, to na…
-Powiedziałem ci, że nic nie zrobiłaś!! - krzyknął w moją stronę. Spuściłam głowę. Może jednak, życie będzie gorsze niż się spodziewałam. To tylko takie przedstawienie, abym zyskała jego zaufanie. Nie spojrzałam na niego. Wzięłam w dłoń suknie. -Sakura ja… - lecz w tym momencie wyszłam z suknią do łazienki. Nie chciałam słuchać przeprosin. Musiało cos go zdenerwować. Tylko co? Może to, że podpisałam to? Był cały nabuzowany złością, ale też opętany. Zaczęłam zdejmować suknie ślubną. Stałam w białej bieliźnie.
To będzie moje życie? Itachi się zdenerwuje i na mnie będzie odreagowywać. Każdy tak robił, więc się nie zdziwię jak i on to będzie. Włożyłam sukienkę. Leżała idealnie. Rękawy były do połowy ramion. Na dole była falowana. Dekolt miała spory, odkrywał mi troszkę piesi. Nie była marszczona, wprost przeciwnie. Prosta. Jedynie na udzie prawym były trzy kwiatki. Wyszłam biorąc ze sobą suknie ślubną. Nie odezwałam się. Rozmawiał przez telefon. Nie chciałam mu przeszkadzać. Mówił podniesionym głosem. Nie wiedziałam co go tak zdenerwowało. Jest tajemniczy. Nie powiem.. Szłam korytarzem. Zapukałam w jedne drzwi. Nikt mi nie otworzył. Weszłam do środka. Suknie zostawiłam tak jak wcześniej zastałam. Dotknęła dekoltu ręką. Wyczułam naszyjnik. Próbowałam zdjąć, ale nie szło mi. Kobieca ręka zatrzymała mnie.
-Zatrzymaj go. Taki prezent od matki. - powiedziała Mikoto. Obróciłam się.
-Dziękuję. - powiedziałam. Przytuliłam się do niej. - Za wszystko. - miałam przeczucie, aby już pójść. Itachi nie jest w dobrym humorze po tym wszystkim.
-Uważaj na Itachiego. Czasami ma swoje humorki. - posłała mi uśmiech.
-Dobrze. - powiedziałam. Wyszłam. Myślałam nad tym wszystkim. Jaki może być Itachi, gdy jest zdenerwowany? Bije? Krzyczy? Nie wiem. Dopiero to poznam. Przymknęłam i otworzyłam powieki. Spojrzałam na obrączkę. Witaj w innym świecie, Sakura. Bardziej odpowiedzialnym. Teraz wszystko spoczywa w twoich rękach, pomyślałam.
Westchnęłam głęboko.
Weszłam do pomieszczenia. Stał bez koszuli. Nie rozmawiał już. Szukał chyba czegoś. Nie mógł znaleźć. Podeszłam do fotelu, gdzie leżała koszulka czarna na krótki rękaw. Była zakryta. Nic innego nie widziałam, czego mógł szukać. Wzięłam ją.
-Tego szukasz? - zapytałam. Popatrzał na mnie i na koszulkę. Widziałam jego umięśniony tors. Każdy mięsień się odznaczał na skórze.
-Tak. Dziękuję ci. - podszedł i wziął koszulkę. Założył na siebie. Była trochę obcisła, więc tak tez można było widzieć jego mięśnia. Usta wygięłam w nikłym uśmiechu. Założył ciemne okulary. - Chodźmy już. Samolot na nas czeka. - kiwnęłam głową. Wziął dwie torby w tym moją. Nie był zły taki. Wiedział jak to musi być z kobietami, ale poradziła bym sobie. Westchnęłam. Nie pożegnałam się z Hinatą. Nie będzie tak fajnie. Nie zobaczę jej na razie dłuższy czas. A kiedy będę w Japonii? Czas pokaże. Dużo czasu z pewnością minie. Włożył walizki do limuzyny, która na pewno miała nas jeszcze zawieść. Widziałam jego rodziców, którzy żegnali się z nami.
-Jesteś idealna. Nadajesz się na panią Uchiha - powiedział Fugaku. To mnie zdziwiło. Uśmiechnęłam się i wsiadłam do samochodu. On jeszcze chwilę stał i się w kogoś wpatrywał.
-Uważaj na siebie synu. Pilnuj Sasuke i opiekuj się Sakurą. - nie jestem małym dzieckiem. Poradzę sobie. Nie potrzebuję opieki. On sam potrzebuje jej z pewnością. Cóż tak bywa. Itachi wsiadł, zatrzasnął drzwi. Mruczał cos pod nosem niezrozumiałego. Patrzałam się na drogę jaką pokonywaliśmy. Pamiętam jak mi mówił, ze plany się zmieniły i z nim muszę wyruszyć. To były te plany? Przez ojca musze z nim wyruszać? Ciekawe… Dzisiaj wyruszę do Stanów z mężem, którego prawie nie znam. Zaczynam nowe życie, tylko jak ono się skończy! Poczekamy zobaczymy.

~*~

Rozdział.
Nareszcie. Pisałam go cały dzień. Mam nadzieje, ze wyszedł. Starałam się jak mogłam.
Miłego czytania i proszę o parę komentarzy…

3 komentarze:

  1. Witam,
    ślub pięknie wyszedł, smutno, że ojciec Sakury nie zjawił się na nim, ciekawe co to za plany się zmieniły i ciekawi mnie świadek Itachiego, czyżby to był Naruto?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    wspaniale ślub wyszedł, smutno, szkoda, że ojciec Sakury nie zjawił się na nim, ciekawe co to znaczy, ze za plany się zmieniły i ciekawi mnie bardzo świadek Itachiego, czyżby to był Naruto?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    cudownie. ten ślub, smutno, wielka szkoda, że ojciec Sakury jednak nie zjawił się na nim, co to znaczy, że plany się zmieniły i ciekawi mnie bardzo świadek Itachiego, czyżby to był na przykład Naruto?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń