poniedziałek, 16 lipca 2012

06. Odnalezienie


I po co to zrobili? Co im to dało? To nie miało sensu. To co robią jest chore i głupie. Jeśli tak bardzo chcę mnie się pozbyć wystarczy powiedzieć. Ludzie przychodzili w to miejsce, gdzie codziennie teraz ja siedzę. Nie myślałam już co jest za dzień. Nie było i to potrzebne. Życie? Czym jest. Może czymś ważnym. Istniejemy po coś na tym świecie. Ale po co? Mamy wpisane coś w swoimi życiu. Tym razem to ja musze cierpieć. Wiem, że jest tez dużo ludzi cierpiących. Mających wiele chorób nie wyleczalnych, schorzeń. Czy inne rzeczy wpływające na ich zdrowie! To jest wiele w porównaniu ze mną. Takie coś to nie jest jeszcze katastrofa. Ale rodzice nie powinni tak się zachowywać względem dziecka. Nigdy! Oni jeszcze się nie znają jak rozmawiać z dzieckiem. Stali się jacyś dziwnie. Nie byli tacy. Wcześniej było inaczej. Byli inni. Zmienili się przez brak na fundusze. Teraz te dni i noce zniknęłam z ich oczu. Żadnej kłótni, niczego. Było mi dobrze. Bez nich życie było bardziej spokojniejsze…  Te trzy dni i dwie noce były bardziej spokojne niż cokolwiek innego. W nocy padało, ale przeżyłam to. Zawsze byłam czysta. Dlaczego? Przyjaciółka służyła mi pomocą. Siedziałam nad klifem z daleka od miasta. Tu mogłam pomyśleć o wszystkim i o niczym. Słońca nie było widać za horyzontem. Nic. Było ciemno. Jedynie oświetlone lampami nocnymi. Fale oceanu obijały się o klif. Widziałam białe bałwany. Nogi przyciągnęłam do klatki, a ręce oplotłam wokół. I tak byłam w opłakanym stanie. Nie spałam w ogóle. A marzył mi się teraz sen. Lecz nie zasnę. Cała zaczynałam się trząść, z zimna. Łzy mi leciały przez całe dnie jak i noce. Czułam, że niedługo zachoruje.  A w dodatku padał deszcz. Byłam cała mokra. Nic dziwnego skoro siedzę w tym samym prawie miejscu codziennie od ucieczki z domu. Pisk opon. Samochód się musiał zatrzymać, albo wszedł w zakręt. Jasne światła, które zatrzymały się na mnie. Nie przejmowałam się tym kimś. Poczułam jak ktoś mnie obejmuje od tyłu. Nie wiedziałam kto to. Nawet się tym nie przejmowałam. Teraz myślałam jedynie o swojej rodzinie. Ale stawało mi się ciepło. I to bardzo.
-Sakura - męski głos. Przytulił się do mnie mocniej. Moje plecy były oparte o jego tors. A  ja puściłam swoje nogi, które przytrzymywałam. Obróciłam głowę. Zauważyłam  jego twarz. Krople deszczu muskały jego twarz. A grzywka przyklejała się do skroni.
-Co tu robisz? Czy czasami nie powinieneś być w domu lub w firmie? - pytałam. Odgarnął mi włosy z oka za ucho. Patrzałam się w jego oczy. Robił to delikatnie, jakby chciał aby nic mnie nie zabolało.
-Co niby mam tu robić? Szukałem cię. - wstałam z jego pomocą. On był inny. Bardzo inny. Miał uczucia u których nie widziałam. On je kierował do mnie a innych olewał! Chyba nie widział, ze na policzku mam siniaka po ojcu. Dobrze, że kciuk się zagoił trochę. - a teraz chodź zawiozę cię do domu. - odwrócił się i ruszył do samochodu. Stałam w miejscu nawet nie ruszyłam się o milimetr. Mój wzrok utkwił w trawiastej ziemi, na której znajdowały się krople deszczu. Ustał.
-Ja nigdzie nie jadę. - zatrzymał się i spojrzał na mnie. Odwróciłam wzrok. Po co niby miałam wracać do tego czego nie chciałam zobaczyć. Tego bólu, cierpienia, w który jestem wmieszana ja. Tylko na mnie się wyżywają. - Na pewno nie do Nich! - powiedziałam głośniej.
-Dobrze. I tak z tobą nie wygram coś mi się zdaje. To chociaż wejdź do samochodu. Nie chcę, abyś się rozchorowała. - wypowiedział. Czemu on jest taki. Zawsze traktowana inaczej, a  teraz on będzie dla mnie miły. Kiwnęłam głową. Ruszyłam. On tak samo. Nie będę chciała mu tłumaczyć dlaczego nie chcę jechać do domu. Po co mi to. Wsiadłam. Było w nim ciepło. Lecz miałam jeszcze małe drgawki zimna. Spojrzałam w bok. Zachciało mi się jeszcze bardziej spać, po przez to ciepło. - Teraz mi powiesz dlaczego nie chcesz jechać do domu. Twoi rodzice się martwią. Bali się o ciebie. A najbardziej matka. - mówił. Oni niby się martwili. Jedynie o to by przeżyłam, aby miał kto by im pomysły dawać na rozwój wszystkiego. Nie patrzałam na niego. Nie mogłam teraz na niego spojrzeć. W tym jasnym świetle? Oj nie. Nie mogę. Wyglądam jak sto nieszczęść, a jeszcze muszę wiele zrobić. Nawet nie wiem co dzisiaj jest. Za długo tu przesiedziałam. No jeśli się nie interesowałam tym, ale będzie gdzieś koło piątku. Uchwycił mój policzek i chciał, abym się spojrzała na niego. Wyrwałam swoją głowę, aby na niego nie spojrzeć.
-Nie chcesz na mnie patrzeć? - zapytał.
-To nie o to chodzi. Po prostu nie chcę, abyś ty mnie zobaczył. To tyle. Wyglądam okropnie. - wypowiedziałam. Lekko uśmiechnęłam się. To była teraz moja najgorsza chwila. Ale on i tak nie zrezygnował. Chciał, abym na niego popatrzała. Westchnęłam cicho. Jak chciał to mogę mu pokazać jak to wyglądam. Spojrzałam się na niego. Pogłaskał mi policzek, na którym był siniak i podbite lekko oko. Bolało. Gdyby mocniej ktoś dotknął uderzyłabym go jak tylko mogę.
-Dlaczego uciekłaś? - zapytał. I co ja mam mu powiedzieć? Z powodu rodziców. To by było głupie. Nie mogę mu powiedzieć, ze to od niego dostałam w twarz. Będzie uważał moją rodzinę za patologiczną. Nie wiedziałam, że to wszystko jest aż tak ważne. Co rodzice będą chcieli ode mnie później?
-Nie chcę o tym rozmawiać - mówiłam. Wiedziałam, ze chciał wiedzieć. Ale ja nie byłam gotowa aby mu wszystko mówić od A do Z.  
-No dobrze nie będę naciskał.
-Nie każdy rodzic jest wspaniały, Itachi. Są też wyjątki. - patrzałam na niego. Ręce mi drżały. Czułam to. Każda komórka. Nie chciałam, aby tego zauważył, więc trzymałam je przy sobie miałam lodowate. Jakbym już nie żyłam. Ciekawe. Ciekawe co człowiek widzi już gdy dojdzie do bram. Bram niebios. Co się wtedy z nim dzieje? Ale czy to prawda. Nigdy w to nie wierzyłam, że człowiek wejdzie w niebiosa. To bzdury. Bardziej wierze w reinkarnacje. To bardziej możliwe. - Masz wspaniałą i miła matkę. Twój ojciec zawsze ma racje. Po prostu niektórzy mają szczęście co do rodziców. Powinieneś się cieszyć razem z bratem, że masz takich rodziców. Sama bym chciała takich mieć.  Moi rodzice to… - nie powiem mu. Nie powinnam to nie etyczne. On na pewno się domyślił. Widząc po jego twarzy to na pewno wszystkiego się domyślił jaką to kłótnie z nimi przeszłam ostatnio...
-Będziesz miała. - wypowiedziała. Jak to będę miała. Zapomniałam! Drgnęłam. Ślub. Jutro jest ślub. Jutro zostanę żona Itachiego. Wyleciało mi to z głowy przez to co ojciec z matką robią. Tylko, ze się nie uwolnię od nich. Będę musiała zostać z nimi. - Sakura?
-Hm…
-Musze ci coś powiedzieć. Sprawy dotyczące ślubu, a raczej po ślubie. Miałem ci to parę dni temu powiedzieć, ale nie wiedziałem jak zareagujesz. Chcę ci to teraz powiedzieć. Więc… - patrzałam na niego zaciekawiona. O co mu chodziło? Dlaczego mi wcześniej tego nie powiedział? Przecież mógł, nie zezłościła bym się, nie zerwałabym zaręczyn. Słowo to słowo. Westchnął. - Plany się trochę zmieniły. Będziesz musiała wyjechać ze mną do Stanów. Wiem, że to się nie klei z twoimi planami. Ale… - uśmiechnęłam się. To było chyba szczęście, że mogę z nim wyjechać. Dziękuję temu komuś kto to wymyślił. - Stało się coś?
-Nie. Jest wszystko dobrze. - uśmiechnęłam się do niego.
-Dobrze, więc pojedziemy do mnie. - odpalił silnik. Ruszyliśmy. Czułam się zmęczona, ale próbowałam nie zamykać oczu. Patrzałam na niego. Jechał wolniej niż dotychczas. Wyglądał pięknie.
-Czemu się tak we mnie wpatrujesz?
-A co nie wolno. To wolny kraj. - mówiłam, a ten się zaśmiał. Z czego tu się śmiać? Nie ma czego. Czuje już się zmęczona. A jeszcze ta powolna jazda. Wykańcza mnie. Przymykałam i otwierałam powieki, aby nie zasnąć. Ale to było silniejsze. Nie spałam dosyć długo. A droga była długa do centrum miasta. Jechało się czterdzieści minut, a pieszo gdzieś półtorej godziny. Przymknęłam powieki, nie widziałam już drogi jaką pokonywaliśmy. Zmorzył mnie sen, którego tak pragnęłam. Miałam nadzieje, że obudzi mnie jak dojedziemy.



Poczułam czyjś ciepły dotyk w okolicach piersi, i w zgięciach kolan. Zostałam niesiona. Przytuliłam się… Był ciepły, a ja nadal lodowata. Nie potrafiłam się rozgrzać. Nic dziwnego przez tyle dni na świeżym powietrzu. Weszliśmy do ciepłego pomieszczenia. Wtuliłam się jeszcze bardziej. Był umięśniony. Czułam to nawet przez koszulę. Uchwyciłam mocniej materiał.
-Itachi…  - wydukałam - Kocham cię. - moje ciało zaczęło się rozgrzewać. Otworzyłam lekko powieki. Zauważyłam zadowoloną twarz Itachiego.  Spoważniał. Weszliśmy do jakiegoś jasnego pomieszczenia. Nie otwierałam teraz powiek.
-Jesteś wreszcie. Martwiłam się o ciebie. Wiesz, ze zawsze odchodzę od zmysłów jak zawsze ciebie nie ma. - wypowiedział kobiety głos. Poczułam jak dłoń odgarnia mi kosmyki włosów i leciutko ląduje na moim czole. - matko przenajświętsza! Ma gorączkę. A dłonie zimne. Nie wierzę, że to zrobiła. Uciekła z domu. Wiesz dlaczego?  Jest nierozważna.
-Nie. Nie chciała powiedzieć. Ale to chyba przez rodziców. Musieli się pokłócić. Coś powiedzieli i tak wyszło. - mówił - Ale za to was chwali. Chciałaby mieć takich rodziców jakimi wy jesteście.
-Cieszy mnie to. Zastanawia mnie tylko jedno. Jak to będzie z jutrzejszym dniem. Czy Fugaku coś załatwił z tym ślubem czy nie. Haruno są bardzo dziwni. Najpierw chcą, a teraz nie. Sakura jest przeciwnością tej dwójki. Ona jak obieca to…
-Matko wiem to.
-Wybacz Itachi. Wiem, że o niej wiesz wszystko. Prawie. - mówiła. - Lecz w ten dzień trzeba się nią zająć. Wątpię, aby ją zawieść do jej rodziców. Oni ją w takim stanie na pewno zostawią. Nie mamy nic do stracenia. Zajmę się moja przyszłą córka. Nie może na ślubie wyglądać jak schorowana. - uśmiechnęła się głośniej. Trzask. Ktoś wszedł do budynku. I zaczął przeklinać. Zawiał wiatr. Zatrzęsłam się… Przytulił mnie bardziej do siebie. Może jednak nie spałam. Nie to tylko głupi sen.
-Nienawidzę Haruno! Jeszcze raz wpadną do firmy z tą awantura o ślub to im firmę skasuje! - powiedział głośniej. - Mają szczęście, że... Mikoto.
-W kuchni jestem. - powiedziała kobieta spokojnie. Jakby nic się nie działo. - I co załatwiłeś coś?
-Tak. Musiałem im zagrozić wtedy się zgodzili. Nie lubię jak ktoś tak oszukuje i to w dodatku nas. Jak podjęli decyzję to niech jej nie łamią. Powinienem ich wszystkich zniszczyć. - zamruczałam coś pod nosem. - Widzę, że ją znalazłeś. Trzeba do nich zadzwonić, że ją odnalazłeś. Ale co jej się stało? Jest jakaś poobijana jeszcze więcej. Nie ma czasami gorączki? - zapytał. - Przyznam, ze córka im się udała. Nie jest taka jak oni. Taka zakłamana. Itachi może weź ją połóż. Do jutra musi wyzdrowieć. Mam nadzieję, że do ślubu będzie zdrowa. - mówił. Nic więcej nie wyśniłam sobie. Jakby wszystko się urwało. Czułam nadal ciepłe ręce, które trzymały moje ciało w powietrzu. Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Poczułam miękkość na plecach. Było tak przyjemnie. Pachniało czyjąś wonią. Wonią mężczyzny. Czułam jak ze mnie zostaje zdjęta sukienka. Nałożył na mnie kołdrę. Była zimna. Nie mogę się dziwić przecież nikt nie spał pod nią, aby mógł ogrzać. Otworzyłam powieki szeroko.
-Itachi? - zapytałam. Jego dłoń znalazła się na moim policzku pieszcząc.
-Śpij. Wypoczywaj. Musisz być jutro silna. - mówił. Widziałam jak się rozbiera. Był w  samych czarnych slipkach. Układał swoje rzeczy. Wśliznął się pod kołdrę do mnie. - Chodź tu do mnie. - mówił. Chciał, abym się do niego przytuliła. Trzęsłam się cały czas. Zaczerwieniłam się. Przytuliłam się do niego. Drgnął.
-Przepraszam. - wypowiedziałam. Nie chciałam, aby dostał takich drgawek po moich dłoniach. Bo one jedynie były takie zimne. Nic więcej. Okrył nas kołdrą. Każdy skrawek mięśnia wyczuwała moja ręka. Musiał ćwiczyć dużo na siłowni. Może nawet ma własną.
-Nie musisz. Musisz się ogrzać. - przymknęłam powieki wtulona w niego. Robiło mi się przy nim cieplej. Głaskał mnie po włosach. Zjechał na szyję i plecy. Odpiął mi się z tyłu zapięcie od stanika. No ładnie. Zapiął mi je. Jego ręka znalazła się na mojej tali i tam już pozostała. Delikatnie robił kółeczka na biodrze, co mnie uspakajało. Robiłam się jeszcze bardziej śpiąca. Miał przemiłą woń. Nie myślałam, że aż taką. Bardzo mi się podobała. Zadzwoniła komórka.
-Cholera - przeklnął. Spojrzał na wyświetlacz. Wyłączył. Najwyraźniej nie chciał odbierać. Po co mu to było.
-Dlaczego nie odebrałeś. Przecież mogłeś. - wypowiedziałam.
-Tak mogłem, ale to był mój brat. Znowu chciał wiedzieć kiedy przyjeżdżam. A chcę mu zrobić małą niespodziankę. Niech się trochę zdziwi. Nie mogę mu wszystkiego mówić, co i jak.  A teraz śpij. Na pewno długo będziesz spała. Nie przespałaś wiele nocy. - mówił sympatycznie. To chyba jest do przesady to wszystko. To jest tylko sen. Ja w jego ramionach. Taka sytuacja, nie spotkała by mnie w życiu. Ale skoro to sen to mogę z niego korzystać jak najwięcej. Widziałam jak wyświetlacz od telefonu mruga, czyli cały czas dzwoni. Albo Itachi ma racje, albo dzwoni w pilnej sprawie. Bracia zawsze są blisko siebie, a jacy są oni?! Może się dowiem. Westchnęłam cichutko. Znalazłam się na Itachim. Co on wyprawia?! Jego usta znalazły się na moich. Pieścił je delikatnie. Przez te jego pocałunki czułam się jak w niebie. Uchiha znałam ze srogości, lecz nie czegoś takiego. Nigdy! Jego usta są takie słodkie. Tamta kobieta chciałaby z pewnością być tak rozpieszczana jak teraz jestem ja. Znalazłam się na plecach, lecz on nie przewał pocałunku. Był nade mną. Całował z tą samą zawziętością. Nie powiedziała by po tym, ze to jest Uchiha. To nie było by możliwe… Znalazł się na szyi. Zassał się. Przez moje ciało przeszło gorące, gdy poczułam jego ręce na moich biodrach. Czułam się zmęczona. Nie obchodziło mnie co zrobi. I tak to tylko głupi sen. Przymknęłam powieki i nie myślałam o niczym.
-Co jest? - zaśmiał się cicho. Pocałował ostatni raz - Śpij dobrze. Jutro będzie ciężki dzień - jego ramię mnie przygarnęło i przytuliłam się do niego. Był ciepły w dotyku. I to bardzo. Dawał mi drugie ciepło. Większe niż kołdra. Ten sen jest naprawdę piękny. Jedyne chwile takie mogą zdarzać w moich snach. Tam wszystko się zdarza. To będę musiała zobaczyć, jak zacznie się moje nowe życie z Itachim.

~*~

To wszystko. Wydaje mi się, ale jest krótsze od pozostałych?
Może. Trudno. Więc do! zobaczenia do następnej. Mam nadzieję, ze się spodobało

3 komentarze:

  1. Witam,
    Itachiemu udało się odnaleźć Sakurę, jak widać i Fukagu dobrze ją traktuje, no i teraz to bardzo się ucieszyła z wiadomości o wyjeździe...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    wspaniały rozdział, uff... Itachiemu udało się odnaleźć Sakurę, jak widać i Fukagu dobrze ją traktuje, no i teraz Sakura bardzo się ucieszyła z wiadomości o wyjeździe...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    wspaniale, całe szczęście Itachiemu udało się odnaleźć Sakure... Fugaku bardzo dobrze ją traktuje jak widać, tak, tak teraz to się cieszy z tego wyjazdu...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń